Wchodzącej do autobusu kobiecie został zerwany z szyi łańcuszek a złodziej uciekł w nieznanym kierunku. Policjanci znali jedynie jego szczątkowy rysopis. To jednak nie stało na przeszkodzie, aby dotrzeć kim on był.
76-letnia kobieta wsiadała na przystanku w centrum miasta do autobusu. Wtedy od tyłu została szarpnięta i zerwano jej złoty łańcuszek z szyi. Siemianowiczanka przewróciła się i uderzyła głową w barierkę. Złodziej z łupem uciekł w nieznanym kierunku. 76-latka zadzwoniła do dyżurnego i opowiedziała co się stało. Mundurowi przyjechali na miejsce i zaczęli robić szczegółowe ustalenia. Wiadomym było, jak ubrany był sprawca i że był to młody chłopak z tatuażem na ręce.
Wnikliwość stróżów prawa doprowadziła ich do mieszkania, w którym przebywał prawdopodobnie sprawca razem ze swoją partnerką i malutkim dzieckiem. Całkowicie zaskoczony widokiem policjantów mężczyzna został zatrzymany. Niestety nie miał przy sobie skradzionego łańcuszka. Zdążył się także już przebrać, a czapkę z daszkiem, którą miał założoną, wyrzucił podczas ucieczki.
Zdobyli łup i nowe informacje
Mundurowi w jednym z lombardów w Katowicach znaleźli złoty łańcuszek. Odnaleźli także porzuconą przez złodzieja czapkę. Dodatkowo okazało się, że 30-latek był poszukiwany listem gończym, ponieważ miał do odbycia karę więzienia oraz koniecznym było ustalenie jego miejsca pobytu do Prokuratury Rejonowej Katowice-Wschód. Zarzut, który przedstawili mu śledczy, był w tzw. recydywie, więc grozi mu za to surowsza kara. Wobec podejrzanego na czas trwającego postępowania zastosowano policyjny dozór.